2100

Hipnagog: uformowały się litery, krótki wyraz cyrylicą, coś jak путь, znikł, i daty, pierwsza rozmyła się w szarościach, druga to chyba 2030, następna 2055 i 2100. Ta ostatnia już się nie zmieniła.

Czyli wizje Sławika są prawdziwe.

We śnie niemiłe sytuacje z unikaniem wymogów kontrolującej władzy, śledzącej każdy ruch finansowy obywateli. Nie łudźmy się, to przyjdzie. Już stoi na progu.

Boże, jak czekam na Twój ruch! Ale wiem, najpierw musi się wyłonić Lewiatan.

Wiruje

Transformacja ruszyła. Ledwie zipię. Przechodzę taki sam napór treści nieświadomych, co 20 lat temu, także przy wielkiej koniunkcji na niebie. Trwała również przy moim narodzeniu, tak więc co 20 lat mam cykl pogłębiający duchowe rozróżnienie. Ciągły stres, myślotok, oderwanie umysłu, z którym pokornie walczę, poruszona emocjonalność, zawroty głowy, w nocy wizje, lęki, różne odczucia w ciele.

Przy popołudniowym udoju nagle jedna z kóz, którą właśnie doiłam zaczęła się dziwnie zachowywać. Zbaraniała, zaczęła tupać nogą, aż wysypała sobie jedzenie z miski, prychała, otrząsała się, trzęsła głową i w końcu rozbeczała się z rozpaczliwego bólu.
– Co to? – zdumiała się domowniczka.
Koza trzęsła dalej głową, jakby coś chciało w nią wejść. Becząc wbiegła do obory, chwilę przedtem przyglądając się kozom, czy wszystko z nimi w porządku.
Podeszłam do niej od przodu, położyłam ręce na głowie, odmówiłam modlitwę i błogosławieństwo, przeszło natychmiast. Uspokojona dała się wydoić do końca i wróciła do swojego boksu bez problemu. Pomocniczka wciąż się dziwiła, bo wyraźnie zobaczyła to, że niewidzialne wywiera wpływ z zewnątrz.
– Co to? – ciągle pytała. – Ale to dziwne! Niesamowite!
– Duch – odpowiedziałam, choć z zachowania kozy nie wynikało, aby widziała człowieka, a raczej coś małego, dziwnego, zwierzęcego (tupanie i prychanie odstrasza psy czy kota). I demonicznie agresywnego, zmieniającego świadomość.
Przypomniałam sobie słowa dentysty ze snu z ojcem: „Masz problem z czarnymi wirami”. O takich wirach, widywanych w kopalniach opowiada Darek Kwiecień, naturalny strażnik terenów kopalni wałbrzyskich i sztolni Riese. Który też właśnie wszczął swoje szalone historie o Panach żyjących w mroku i opętanym Aloisie. Jesteśmy z tego samego rocznika, Koniunkcja i jego ożywia. Widzimy co zamierza ciemna strona.
To coś wyliezło w „kraju Z ODDALI”. A tacy jak ja budzą się. Każdy w swojej społeczności. Idą wielkie czasy. Polacy, idą nasze czasy! Cholera, naprawdę…

Dopisane później: po dwóch dniach zmarł na naszej wiosce człowiek, stary rolnik.
– Jak to możliwe, że przyszedł wcześniej? – dopytuje domowniczka.
– Poza ciałem nie ma czasu liniowego. Duch może zaglądać i wcześniej i później, przeważnie w obrębie daty swego odejścia…

Trudno

Zrozumiałam. Gdy przysnęłam wpadłam w trans, dawne dziecinne przerażenie wróciło. Obraz narodzonego dziecka z ostrymi ząbkami, jak rekin. Hałas nadawczy z jakiegoś dworca, śmiechy drwiących demonów zapowiadających pociąg do Australii. Spróbowałam się modlić modlitwą pańską, niewielka równowaga. Pragnęłam chórów śpiewających modlitwę, gdzieś w tle chyba były. Ukazał mi się leżący humanoid-kolos, z wnętrza jego lewego oka zaczęła wynurzać się maleńka postać, na razie wystawiła dłoń, zobaczyłam trzy palce i kciuk [3 i pół]. Wtedy szybko wyskoczyłam na jawę z bijącym sercem. Gonitwa myśli. Co wypuścili Chińczycy? Łyżeczka waleriany na dzień dobry. Rozproszona uwaga. Od kilku dni nie piję kawy, na śniadanie wypijam kubek jogurtu, mniej jem, stres. Księga Nostradamusa otwiera się.

Złotousty

Hipnagog: młody człowiek w pozie posągu (nie wiem czemu przypomina mi się Stary Bóg i jego wielki ból), odgrywa go, ale nagle jego usta sztywnieją, kamienieją. Słyszę jego myśli, toczą się dalej. A więc taka jest tajemnica złotoustych, „mowy powabnej” u Nostradamusa.

Wielkie przyspieszenie iście komputerowe. Postacie ludzi w ciemnych mundurach, mają na nich jakieś linie, znaki nakreślone jakby ręcznie, rozpoznaję na tułowiu duże koło z promieniami, ale są też liczne kreski na ramionach, pagonach. Mianuje się ich.

Stary Bóg

Hipnagog: na wysokości brzucha Człowieka Kosmicznego rozsuwa się na dwie strony zasłona. Ukazując okrągły otwór w głąb, wielki na cały brzuch, wiodący w mroczną ciemność. Zasłona zasuwa się, przypomina tylko lekkie zawoalowanie. Rozumiem: wejście do otchłani.

Twarz białego chudego humanoida, łysa głowa, wpadnięte oczy, starca. Prawe oko w czarnej obwódce. Krzyczy otwierając szeroko usta, w nich otwór w głąb. Jak na obrazie Muncha „Krzycząca kobieta”. Wygląda, jakby przeżywał ogromny, niewyobrażalny ból. Jest też skojarzenie z przerażającym obrazem Goyi. Myśl: to Saturn, pożerający swoje dzieci.

Z jego ust wyciąga się język, niezwykle długi. Na nim jakaś plamka. Przybliżam, to mikro koparka! Obraz powiększa się. Koparka kopie wielki dół.

Napis, dość krótki, litery podobne do jakiegoś anielskiego alfabetu. Chwilę migoczą mi przed oczami, nie sposób zapamiętać. Tworzą jakiś jeden wyraz, imię, może zdanie, jeśli to pismo sylabiczne.

Takie skojarzenie:

8.29
Przy czwartym słupie święci się Saturna,
Przez drżącą ziemię i potop rozłupanym:
Spod gmachu Saturnowego odkryta urna,
Złoty Kapion porwany, a później zwrócony.

Podkręcenie

Sen: jestem w jakimś miejskim mieszkaniu z rodziną. Kłócimy się. Wściekłość szaleńczo narasta. Ktoś wypada z drugiego pokoju z taką agresją, że pojmuję, iż zaraz zginę… Myśl: a więc tak będzie wyglądało, gdy władza najpierw będzie perfidnie dzielić i skłócać ludzi, a potem podkręci urządzenia kontrolujące i jak mówi Nostradamus, ludzie będą zabijać się w domach, brat brata.

Szukający w cieniu mgły

Poranne hipnagogi, dość makabryczne.

Kilka napitych mocno czarnych kulek kleszczy na plecach czarnego kocieja, na grzbiecie w pasie, były do wyciągnięcia. [Kwestia żerujących w KK czarnych typów, biskupów kryjących pedofilię].

Koźlę z obciętymi tylnymi nóżkami, żyje, ciągnie się po ziemi. Ktoś pyta: Gdzie to? Pada spokojna odpowiedź: Pod czeremchą. [Oba obrazy związane więc z KK, ten pokazuje zranionego chłopca molestowaniem przez dorosłego księdza na wiejskiej plebanii]

Jakieś postacie kopią potajemnie (w lewym dolnym rogu Ekranu) dół, wyciągają z niego nieboszczyka. Potem wkładają z powrotem. Następnie jedna po drugiej twarze polityków, myślę, że polskich, choć nie śledzę polityki i nie umiem rozpoznać kto to. [Nekromancja w rozkwicie]

Wyglądająca na młodą ładna kobieta z długimi jasnymi włosami leży, przy niej bezradni lekarze, ma coś w głowie, widzę to jako zwiniętą spiralnie larwę jaśniejącą szarawo. Cierpi.

Twarz grubej umalowanej kobiety (nieco podobna może do Hilary, ale groteskowo wyolbrzymiona), zajada coś, wchłania, uśmiechnięta. Z jej umalowanych ust wydobywa się biały dymek. [W drugim filmie Sekielskich o kościelnej pedofilii, który obejrzałam w dzień, wystąpiła stara gruba siostra zakonna, która odmówiła molestowanemu świadczenia przeciwko księdzu pedofilowi]

2052

Hipnagogi: mój czarny wilczur po lewej, zauważam wokół jego pyska, a zwłaszcza nosa poświatę. Obraz mówi o instynktownym przeczuciu, wyczuwaniu czegoś w przyszłości. I, że są to szczepienia, bo psy się szczepi [przeciw wściekliźnie]. Zaraz widzę ludzi pochylających się nad jakąś płaską dużą powierzchnią, a na niej wiele takich jaśniejących kropeczek [kropelek], domyślam się, że szykują masowe szczepienia.

Wchodzę w sen. Znajduję się z kimś nieokreślonym po mojej lewej i koleżanką po prawej w poczekalni niewielkiej apteki, kilkoro ludzi przed nami długo załatwia swoje sprawy z aptekarką siedzącą za ladą i szybą. Koleżanka Gosia osłabiona, przysiada na leżance obok okienka. Półleży, trochę się niepokoję. Na jej lewym policzku zauważam ropny wykwit, znamię, pęknięcie skóry, paprzące się nieprzyjemnie. Zajmuje mnie obserwowanie kolejki, ktoś do mnie coś mówi, wymieniając imię, które zapomniałam po obudzeniu. Ale które mi uświadomiło, że śnię przez kogoś innego sytuacje z przyszłości.

I znów, innym razem wchodzimy do apteki, większej. W ręku trzymam czarnego kota, który się trochę szarpie, bo jest lękliwy i chce uciec przed rozmawiającymi. Przychodzę po jakiś lek dla niego. Na kontuarze zauważam stos zmiętych opatrunków gazowych, które ktoś tu użył do wytarcia i położył. Orientuję się, że może jest czas zarazy, a ja bez maseczki… ale nikt nie zwraca mi uwagi, więc chyba to nie wirus panuje, tylko coś innego. Rozmawiam z kobietą, spotkaną w poczekalni. Wymawia moje imię, zwracając się do mnie per: Jesse (myślę, że jestem tu w ciele jakiegoś Żyda). Podaje mi gazetę. O, gazeta! – myślę, ciekawe. Otwieram strony, patrzę na szpalty i wyostrzam wzrok, żeby cokolwiek przeczytać i dowiedzieć się.
Przede wszystkim co to za rok? Cyfry falują niewyraźnie, w końcu układają się w wyraźną liczbę, którą widzę nawet kilka razy. 2052 rok. Nie ma wątpliwości, jestem zdumiona… I zaskoczona. Do tej pory zajmowały mnie przepowiednie o czasach nieco wcześniejszych, katastroficznych.
W gazecie znajduje się wiele wiadomości i zdjęć z różnych stron. Pisane głównie cyrylicą po rosyjsku, ale zauważam, że nieliczne fragmenty są dziwnie pomieszane z polskim językiem i alfabetem.

  • Jak się wam żyje teraz? – pytam kobietę.
  • Dobrze – odpowiada.
  • Jesteście szczęśliwi? – pytam. Patrzy na mnie wprost, nieznajoma i uśmiecha się lekko.
  • O, tak! – i ledwie to wymówiła jej usta same opadają w dół, wzrok robi się zmieszany i opuszcza powieki, twarz przybiera wyraz tajonego głęboko smutku, o którym się nie mówi. Spoglądam na jakiś aparat sprzątający pomieszczenie. A więc mają inteligentne roboty…

I hipnagog: widzę tę kobietę jako staruszkę ciągnącą duży fotel po pokoju, stareńka, sama, zgarbiona, słabiutka. Po chwili fotel zamienia się w trumnę w tym samym zabarwieniu (to nie tylko barwa, ale też rodzaj wibrującej „tkaniny”, jak ukazują się w wizjach matryce karmiczne i zasłony bytu), trumna drży, jakby pochowana w niej osoba, którą przed chwilą widziałam wciąż żyła i usiłowała się bezradnie wydostać. Makabra. Po chwili trumna przeistacza się w skrzynkowatego potwora z dwoma skrzydłami podobnego do sowy, wlecze się starczo z wysiłkiem wspierając się na tych skrzydłach. Przeszywa mnie zgroza. A więc do tego dojdzie, tak wypełni się Objawienie! Znamiona, wrzody, ludzie nie mogący umrzeć. Piekło jest wiecznym życiem, nieskończonym rozkładem, bytowaniem świadomości w dole.

Budzę się w swojej chacie, pokoju. Jest noc. Za kotarą okienną coś dziwnie połyskuje. Podchodzę do drzwi na taras, otwieram je, czuję świeże ciepłe powietrze, w oddali z wioski bije czerwonawa poświata, przez co wystraszyłam się, że to pożar, ale to nie pożar. Chyba światła domów. Czuję szczęście, że żyję tu i teraz. I zauważam, że wciąż śnię, więc trzeba się obudzić w ciele.

[Później odkryte w necie: Jesse związany jest z Darkiem Sugierem, oneironautą, przez którego zapewne wędrowałam w czasie]