Hipnagogi: mój czarny wilczur po lewej, zauważam wokół jego pyska, a zwłaszcza nosa poświatę. Obraz mówi o instynktownym przeczuciu, wyczuwaniu czegoś w przyszłości. I, że są to szczepienia, bo psy się szczepi [przeciw wściekliźnie]. Zaraz widzę ludzi pochylających się nad jakąś płaską dużą powierzchnią, a na niej wiele takich jaśniejących kropeczek [kropelek], domyślam się, że szykują masowe szczepienia.
Wchodzę w sen. Znajduję się z kimś nieokreślonym po mojej lewej i koleżanką po prawej w poczekalni niewielkiej apteki, kilkoro ludzi przed nami długo załatwia swoje sprawy z aptekarką siedzącą za ladą i szybą. Koleżanka Gosia osłabiona, przysiada na leżance obok okienka. Półleży, trochę się niepokoję. Na jej lewym policzku zauważam ropny wykwit, znamię, pęknięcie skóry, paprzące się nieprzyjemnie. Zajmuje mnie obserwowanie kolejki, ktoś do mnie coś mówi, wymieniając imię, które zapomniałam po obudzeniu. Ale które mi uświadomiło, że śnię przez kogoś innego sytuacje z przyszłości.
I znów, innym razem wchodzimy do apteki, większej. W ręku trzymam czarnego kota, który się trochę szarpie, bo jest lękliwy i chce uciec przed rozmawiającymi. Przychodzę po jakiś lek dla niego. Na kontuarze zauważam stos zmiętych opatrunków gazowych, które ktoś tu użył do wytarcia i położył. Orientuję się, że może jest czas zarazy, a ja bez maseczki… ale nikt nie zwraca mi uwagi, więc chyba to nie wirus panuje, tylko coś innego. Rozmawiam z kobietą, spotkaną w poczekalni. Wymawia moje imię, zwracając się do mnie per: Jesse (myślę, że jestem tu w ciele jakiegoś Żyda). Podaje mi gazetę. O, gazeta! – myślę, ciekawe. Otwieram strony, patrzę na szpalty i wyostrzam wzrok, żeby cokolwiek przeczytać i dowiedzieć się.
Przede wszystkim co to za rok? Cyfry falują niewyraźnie, w końcu układają się w wyraźną liczbę, którą widzę nawet kilka razy. 2052 rok. Nie ma wątpliwości, jestem zdumiona… I zaskoczona. Do tej pory zajmowały mnie przepowiednie o czasach nieco wcześniejszych, katastroficznych.
W gazecie znajduje się wiele wiadomości i zdjęć z różnych stron. Pisane głównie cyrylicą po rosyjsku, ale zauważam, że nieliczne fragmenty są dziwnie pomieszane z polskim językiem i alfabetem.
- Jak się wam żyje teraz? – pytam kobietę.
- Jesteście szczęśliwi? – pytam. Patrzy na mnie wprost, nieznajoma i uśmiecha się lekko.
- O, tak! – i ledwie to wymówiła jej usta same opadają w dół, wzrok robi się zmieszany i opuszcza powieki, twarz przybiera wyraz tajonego głęboko smutku, o którym się nie mówi. Spoglądam na jakiś aparat sprzątający pomieszczenie. A więc mają inteligentne roboty…
I hipnagog: widzę tę kobietę jako staruszkę ciągnącą duży fotel po pokoju, stareńka, sama, zgarbiona, słabiutka. Po chwili fotel zamienia się w trumnę w tym samym zabarwieniu (to nie tylko barwa, ale też rodzaj wibrującej „tkaniny”, jak ukazują się w wizjach matryce karmiczne i zasłony bytu), trumna drży, jakby pochowana w niej osoba, którą przed chwilą widziałam wciąż żyła i usiłowała się bezradnie wydostać. Makabra. Po chwili trumna przeistacza się w skrzynkowatego potwora z dwoma skrzydłami podobnego do sowy, wlecze się starczo z wysiłkiem wspierając się na tych skrzydłach. Przeszywa mnie zgroza. A więc do tego dojdzie, tak wypełni się Objawienie! Znamiona, wrzody, ludzie nie mogący umrzeć. Piekło jest wiecznym życiem, nieskończonym rozkładem, bytowaniem świadomości w dole.
Budzę się w swojej chacie, pokoju. Jest noc. Za kotarą okienną coś dziwnie połyskuje. Podchodzę do drzwi na taras, otwieram je, czuję świeże ciepłe powietrze, w oddali z wioski bije czerwonawa poświata, przez co wystraszyłam się, że to pożar, ale to nie pożar. Chyba światła domów. Czuję szczęście, że żyję tu i teraz. I zauważam, że wciąż śnię, więc trzeba się obudzić w ciele.
[Później odkryte w necie: Jesse związany jest z Darkiem Sugierem, oneironautą, przez którego zapewne wędrowałam w czasie]
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.